Mieszkańcy osad wyrosłych w cieniu aktywnych wulkanów są świadomi tego typu zagrożeń i gotowi na natychmiastową ewakuację. Co nieco mogą o tym powiedzieć mieszkańcy osady Vestmannaeyjar, położonej na wyspie Heimaey.

23 stycznia 1973 r. około godziny drugiej w nocy w pobliżu nieaktywnego od 6000 lat wulkanu Helgafell rozstąpiła się ziemia. Zaledwie kilometr od centrum miasta powstała długa, głęboka szczelina, przecinająca wyspę na pół, przez którą zaczęła wydostawać się lawa, a potem doszły materiały piroklastyczne. W pierwszych dniach erupcji ilość tego materiału oszacowano na 100 metrów sześciennych na sekundę!

Nad wyspą kłębiły się chmury pary i popiołu po erupcji wulkanu Eldfell. Fot. Svienn Eirikksen

Już po kilkudziesięciu minutach służby ratownicze rozpoczęły ewakuację 5300 mieszkańców, których wywożono z wyspy samolotami oraz łodziami. Szczęście w nieszczęściu, że tego ranka wiały sprzyjające wiatry, niosąc ogień i popiół z dala od zabudowań. Z powodu złej pogody wszystkie łodzie rybackie zostały w porcie i mogły bezpiecznie transportować mieszkańców na stały ląd. Ewakuacja niemal wszystkich mieszkańców wyspy zajęła sześć godzin, a na wyspie zostało jedynie około 200 ratowników.

Pogrzebane ulice i domy miasta Vestmannaeyjar po erupcji wulkanu Eldfell na wyspie Heimaey. Fot. Elisabeth Andanson

Podczas erupcji zginęła tylko jedna osoba – pewien mężczyzna włamał się do apteki w poszukiwaniu leków i zatruł toksycznymi oparami.

Przez pięć kolejnych miesięcy strumienie lawy płynęły w kierunku miasta, zalewając po kolei ulice, domy, infrastrukturę. W tym czasie gruba warstwa popiołów i lawy pokryła dużą część wyspy, a wylewając się do morza, zwiększyła terytorium Heimaey o 20%. Co trzeci dom spłonął, został pochłonięty przez lawę lub zasypany grubą warstwą tefry (mieszanka popiołów wulkanicznych, piasku wulkanicznego, drobnego materiału skalnego – lapilli i bomb wulkanicznych).

Udało się za to uratować przed zniszczeniem port rybacki, na który miała chrapkę lawa. Polewano ją zimną wodą, pompowaną z morza z wydajnością 1000 litrów na sekundę, a gdy lawa tężała, stawała się jednocześnie zaporą przeciwko nowym strumieniom. Słona woda, parując, oddawała rozpuszczoną w niej sól, która pokryła lawę grubą warstwą.

Latem 1973 roku mieszkańcy wrócili na wyspę, a Vestmannaeyjar zaczęło się odradzać jak Feniks z popiołów. Aktywność wulkaniczna zniszczyła infrastrukturę na wyspie, zatem trzeba było opracować alternatywny system ogrzewania domów. Przez kilka lat do tego celu wykorzystywano ciepło ze stygnącej lawy, a dodatkowo generowano z niego prąd i ciepłą wodę. Do tego systemu już w 1974 r. podłączono pierwszy dom mieszkalny, a potem kolejne domostwa, szpital i budynki publiczne. W 1979 r. rozpoczęto budowę czterech większych instalacji do pozyskiwania ciepła ze stygnącej lawy, a każda z nich zbierała energię z obszaru 1 hektara, poprzez przesączanie wody w gorące miejsca i gromadzenie powstałej pary wodnej.

Materiał piroklastyczny posłużył do powiększenia pasa startowego miejscowego lotniska oraz do wyrównania terenu przeznaczonego pod nowe osiedle mieszkaniowe, liczące 200 domów.

Wybuch wulkanu Eldfell

Wyspie przybył nowy stożek wulkaniczny – Eldfell o wysokości 279 metrów n.p.m., przy czym w ciągu dwóch pierwszych dni erupcji urósł aż o sto metrów.

Erupcja na wyspie Heimaey z 1973 roku jest często podawana za przykład skutecznej reakcji władz i społeczeństwa na katastroficzne zjawiska. Dziś w Vestmannaeyjar znów mieszka kilka tysięcy osób, a lokalna gospodarka wzbogaciła się o nową gałąź – turystykę.

Autor: Anita Starzycka