Na geologicznym podium doszło do sensacyjnej zmiany. Dotychczasowy rekordzista, hawajski Mauna Loa – dumny olbrzym i chluba każdego atlasu – musi oddać koronę. Nowym mistrzem świata w kategorii „największy znany wulkan Ziemi pod względem objętości” został… Pūhāhonu.

Nie brzmi znajomo? Nic dziwnego. Nazwa może kojarzyć się raczej z odmianą ananasa niż z geologią. Ale to całkowicie poważna sprawa – po hawajsku Pūhāhonu oznacza „żółwia wynurzającego się w poszukiwaniu powietrza”. I coś w tym obrazie jest. Wulkan powoli, niemal niezauważalnie wynurza się z oceanu. Dwa skrawki skały, wystające ledwie 52 metry nad poziom morza, nie zapowiadają niczego spektakularnego. A jednak pod powierzchnią kryje się gigant.

Jak odkryto największy wulkan Ziemi?

Przełom nastąpił w 2020 roku, kiedy zespół geologów z Uniwersytetu Hawajskiego opublikował wyniki szczegółowych analiz batymetrii i geochemii archipelagu hawajskiego (Garcia et al., Earth and Planetary Science Letters). Dzięki połączeniu danych sonarowych, badań skał oraz obliczeń masy i objętości, udało się dokładnie oszacować rozmiary wulkanu Pūhāhonu – i okazały się one rekordowe.

Całkowita objętość tego wulkanu to około 148 000 km³, czyli prawie dwukrotnie więcej niż Mauna Loa (ok. 75 000 km³). Dla porównania – to mniej więcej tyle, ile objętość 35 tysięcy jezior Śniardwy.

Gdzie leży ten podmorski gigant?

Pūhāhonu znajduje się około 1100 km na północny zachód od Honolulu, w samym sercu Pacyfiku, na terenie Papahānaumokuākea Marine National Monument – jednego z największych chronionych obszarów morskich na świecie. Formalnie należy do Hawajów, choć leży daleko poza głównymi wyspami.

Wulkan znany jest też pod angielską nazwą Gardner Pinnacles – to właśnie tak nazywano go od 1820 roku, kiedy przypadkiem trafiła na niego amerykańska załoga statku wielorybniczego. Trudno o bardziej niedocenione odkrycie.

Gigant, którego niemal nie widać

Na powierzchni oceanicznej widoczne są jedynie dwa bazaltowe ostrogi – reszta tej ogromnej struktury znajduje się pod wodą, a znaczna jej część została przysypana osadami. Wysokość wulkanu liczona od dna oceanu to około 4500 metrów – więc pod tym względem Mauna Loa nadal pozostaje liderem, osiągając ok. 10 200 metrów (mierząc od podstawy na dnie oceanu po szczyt nad poziomem morza).

Jednak masywność Pūhāhonu nie podlega dyskusji. Jego podstawa ma 275 × 90 km, czyli więcej niż całe województwo warmińsko-mazurskie. Cały wulkan jest tak ciężki, że dosłownie wygiął skorupę ziemską, tworząc wokół siebie depresję w dnie oceanicznym.

Dlaczego wcześniej go nie zauważono?

Paradoksalnie – właśnie dlatego, że jest tak rozległy. Jego ogromna powierzchnia i stopniowe nachylenie sprawiają, że nie rzuca się w oczy na mapach batymetrycznych. Dodatkowo duża część jego masy znajduje się pod osadami, które przez miliony lat nagromadziły się na zboczach wulkanu. Dopiero współczesne metody obrazowania dna morskiego pozwoliły uchwycić jego pełny zasięg.

Czy Tamu Massif nie jest większy?

Często mówi się, że największym wulkanem na Ziemi jest Tamu Massif – podmorska formacja u wybrzeży Japonii, której objętość może sięgać aż 250 000 km³. Jednak badania sugerują, że Tamu Massif to nie pojedynczy wulkan, a raczej rozległy kompleks powstały z połączenia wielu ognisk wulkanicznych. Dlatego nie kwalifikuje się do kategorii „pojedynczy wulkan”.

Pūhāhonu natomiast to jednoznacznie zidentyfikowana, zwarta struktura – i właśnie to sprawia, że dziś uznaje się go za największy pojedynczy wulkan na naszej planecie.

Wulkan bez turystów

W przeciwieństwie do Mauna Loa czy innych hawajskich wulkanów, Pūhāhonu nie przyciąga turystów. Brak tam plaż, hoteli, punktów widokowych czy nawet lądu nadającego się do spaceru. Są tylko ptaki morskie, fale, wiatr – i tysiące kilometrów sześciennych bazaltu.

To miejsce, którego nikt nie odwiedza, ale każdy geolog powinien znać. Bo historia Ziemi pisze się nie tylko w spektakularnych erupcjach i lawach tryskających w niebo, ale też w cichym, powolnym wynurzaniu się żółwia z głębin oceanu.